Putin do spółki z Baszszarem al-Asadem zrzucają bomby na prowincję Idlib w Syrii. Dłużni nie pozostają Turcy, którzy zaangażowali się zbrojnie po stronie antyrządowych, syryjskich rebeliantów. Giną żołnierze, giną cywile. Ci, którzy mogą, walczą. Ich rodziny, głównie kobiety i dzieci uciekają przed śmiercią tam, gdzie mają najbliżej - do Turcji. Ale prezydent Erdogan to cyniczny i cwany lis, który postanowił zagrać z Rosją przy pomocy Europy, używając jako argumentu właśnie uchodźców z Syrii. Przerażonym, umęczonym ludziom powiedział - nie będę was zatrzymywał na granicy; chcecie, idźcie sobie do tej waszej Unii, do Grecji, czy Bułgarii, a stamtąd macie już otwartą drogę do wymarzonych Niemiec, Szwecji, Norwegii. I oni ruszyli, a historia znów tańczy kręconego obertasa. I ponownie, jak przed pięcioma laty, będziemy straszeni zalewającymi Europę "brudasami", "islamską zarazą", "insektami" i "chorobami". Że przyjdą ci śniadzi z południa i będą gwałcić nasze białe kobiety.
Telewizja Polska już wysłała do Grecji swojego korespondenta (Marcin Tulicki), który próbkę umiejętności dał w Wiadomościach 2 marca. Jego popis poprzedziło pytanie Holeckiej, ale nie, nie o to, czy Unia ma zamiar pomóc emigrantom, bo zimno, bo głodno, bo strach, tylko czy Wspólnota pomoże Grekom? Pokazał gniew synów Hellady na wyspie Lesbos, którzy wystąpili tam przeciwko przedstawicielom organizacji pozarządowych pomagających emigrantom, co zostało podkreślone, finansowanych z zagranicy. Nie pokazał jednak, jak tamtejsza straż graniczna strzela w kierunku pontonów wypełnionym uchodźcami, nie pokazał jak je taranuje, próbując zmusić do zawrócenia.
I to wystarczy. I teraz już wiem, że polska "publiczna" telewizja znów będzie grzała temat, straszyła "brudasami", wzbudzała obawy i wskazywała wybawców. Tak, wybawców, bo czyż znów w Polsce nie toczy się kampania wyborcza? Zatem objawi się nam już wkrótce na ekranie obrońca/obrońcy czystości rasy narodu polskiego, który zadeklaruje, że uchroni nasz kraj przed tym złem, przed tym "ciapatym armagedonem".
Patrzę na to i zastanawiam się, jak dziennikarze TVP pokazaliby obecnie taką oto sytuację opisaną w Wikipedii:
W czasie II wojny światowej w Tengeru powstały osiedla dla polskich uchodźców, przez które w latach 1942–1950 przeszło ok. 5 tys. Polaków. Do obozu trafiali Sybiracy, którym udało się wydostać z sowieckich łagrów i miejsc zesłania, a następnie opuścić ZSRR wraz z Armią Andersa. Kobiety, dzieci oraz mężczyźni niezdolni do służby wojskowej trafili do obozów przejściowych, następnie wyruszyli w dalszą tułaczkę, m.in. do Afryki Wschodniej. Z tymczasowego miejsca pobytu w Iranie, następnie w Indiach przesiedlono ponad 18 tys. Polaków. Na terenie Afryki Wschodniej i Południowej założono 22 osiedla, największe w Tengeru, położone na wysokości 1200 m n.p.m. w masywie Kilimandżaro, a kolejne co do wielkości w Masindi i Koja w Ugandzie. Zbudowano osiedle, kościół, bożnicę, szpital. Uchodźcami opiekował się angielski Zarząd do Spraw Uchodźców w Afryce. Założono gospodarstwo rolne i ogród, w którym Polacy sadzili pomidory, ogórki, słoneczniki, by stworzyć sobie mały kawałek Polski. Dla 8 tysięcy dzieci, które na sześć lat trafiły do osiedla polskich uchodźców, był to czas radości, beztroskich zabaw, wycieczek krajoznawczych.
Tak szybko zapominamy, że dziś syci i bezpieczni Europejczycy, jeszcze niedawno sami byliśmy uchodźcami. Tak trudno nam pamiętać, że historia to głodna krwi wilczyca, która lubi zataczać kręgi.
Wrócił rozsądek. Ale gdzie matka?
Wreszcie ktoś w Polskiej Grupie Energetycznej zrozumiał na powrót, że nam tutaj ich aktywność w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu należy się jak pijakowi kac, jak Lewandowskiemu złota piłka, a księdzu koperta.