Kiedy w czasie samorządowej kampanii wyborczej prezydent Andrzej Duda przyjechał do Zgorzelca, miał pomóc lokalnym działaczom partii o mocno mylącej nazwie Prawo i Sprawiedliwość zdobyć mandaty w radach gmin i powiatu. Przyjechał z całą świtą, gładko poopowiadał jak to on dba o wszystkich Polaków i już chciał odjechać, kiedy zapytałem go o zamykaną odlewnię żeliwa i fabrykę form szklarskich w Pieńsku, o największy w mieście zakład pracy, gdzie zatrudnienie miało stracić 230 osób. - Pan się nie martwi, otworzą następny - odpowiedział mi beztrosko Prezydent Rzeczypospolitej. Nie otworzyli. Wysoko wykwalifikowani fachowcy, specjaliści od odlewów i obróbki metali musieli szukać pracy gdzie indziej, najczęściej za miedzą, u Niemców. Jak to się ma do deklaracji Pana Prezydenta, że on chce, żeby ludzie wracali do Polski z emigracji i żeby to tu, w Polsce, mieli dobrą pracę i godziwe zarobki? Nijak, czyli dokładnie tak, jak Pan Prezydent pomógł w odwiedzeniu właścicieli od planu zamknięcia zakładu w Pieńsku. Całą obłudę tego wątku prezydenckiej narracji jeszcze dobitniej pokazuje przykład jego własnej córki, którą Pan Prezydent wyekwipował do pracy, gdzie? Ano za granicę, do Londynu. To jak to jest Panie Prezydencie: Co innego słowa, a co innego czyny? Niech ciemny lud kupuje? Jacek Kurski już dawno powiedział, że i tak kupi. Zwłaszcza jak się tę duda-bajki będzie pokazywało po stokroć w partyjnej telewizji, niegdyś zwanej publiczną.
To jedynie drobny wycinek tego, jakie podejście do ludzi i ludzkich spraw ma prezydent Duda. Powie wszystko, obieca wszystko, byle tylko utrzymać się przy władzy. Dokładnie zresztą tak, jak pozostali działacze jego macierzystej partii, wśród których coraz mocniej wybrzmiewa hasło: albo będziemy rządzić, albo będziemy siedzieć.
Już widzę oczyma wyobraźni jak część pisowskiego elektoratu oburza się i mnie ofukuje. Uhm, OK, jestem wredny i nieobiektywny. A pamiętacie co się stało i stać się miało z koszykarskim Turowem Zgorzelec szanowny suwerenie? Była ekstraklasa, było mistrzostwo i wicemistrzostwa Polski... i cyk. Iskierka zgasła. Przez chorą ambicję jednego ktosia, któremu się wydawało, że jest wielkim politykiem i menadżerem. Zaraz, zaraz, z jakiej to on był partii? Ojej, tej samej co Pan Prezydent... Chodził przez lata na pasku od damskiej torebki aż sam wylądował na pasku w telewizjach informacyjnych, a potem w... pasiaku. Tymczasem właścicielka torebki (znów ojej, przypadek, właśnie nadchodziły wybory parlamentarne) urządziła konferencję prasową przed halą Mistrzów Polski z 2014 roku i ogłosiła, że wszystko będzie dobrze, że zadba o Turów, że pomoże i załatwi. I co? Bujamy się w 3 lidze i wciąż nawet nie wiedząc, czy będziemy grali w kolejnym sezonie. Tak się właśnie mają obietnice pisu do rzeczywistości, deklaracje Andrzej Dudy do realnego świata, do prawdziwego TU i TERAZ.
I jedno mnie w tym wszystkim oburza najbardziej - to, że oni są w stanie ludziom obiecać wszystko, w myśl wspomnianej tu już zasady: albo będą rządzić, albo będą siedzieć. Osobiście życzę im tego drugiego. A przeraża to, że ludzie wciąż im wierzą...