Byłem na spotkaniu z parlamentarzystami Prawa i Sprawiedliwości. Tu heheszki. Żadna to tajemnica. Przyszedłem deczko spóźniony, nie było już wolnych krzeseł, więc stałem jak stara panna na zabawie przy stolikach obok ściany i nawet się załapałem na kilka fotek dyrektora wydziału komunikacji społecznej, promocji i współpracy z mediami starostwa powiatowego w Zgorzelcu. Nie wyglądam na nich najkorzystniej, więc zmilczę. No w każdym razie byłem, na co ja i PiS mamy dowody :) A że męczą mnie po tym spotkaniu różne przemyślenia, postanowiłem tu na was odreagować.
Po pierwsze primo. Fajnie, że środowisko związane z Prawem i Sprawiedliwością organizuje takie spotkania. Naprawdę. Dzięki nim przekonuję się dlaczego obecna opozycja - zupełnie słusznie zresztą - nazywana jest totalną. Otóż dlatego, że jest totalnie nieogarnięta, niezaradna i niezorganizowana. Dlaczego PiS jest w stanie przygotować spotkanie ze swoimi parlamentarnymi celebrytami, a Platforma, Nowoczesna, Peezel, że o Kukizie nie wspomnę, zapomniały o Zgorzelcu? I nie kaman już nawet o to, co sejmowe gwiazdy powiedzą na takim spotkaniu. Chodzi o to, żeby ludzie, którym się rządy PiSu nie podobają, mogli się spotkać, mogli na siebie popatrzeć, policzyć się, uśmiechnąć nawzajem i poczuć choć przez chwilę, że może jednak nie są w czarnej dupie. Sorry za wulgaryzm, ale jak nazwać inaczej to, że od miesiąca w Sejmie protestują niepełnosprawni i ich opiekunowie, rząd ma kasę na wszystko tylko nie dla nich, a sondaże PiSowi i tak rosną? Uhm, to się nazywa czarna dupa, droga opozycjo. I wszystko wskazuje na to, że jak mawiał Kisiel (Stefan Kisielewski, taki mądry gość, literat i publicysta), nie tylko w niej jesteśmy, ale zaczynamy się urządzać. Wbijcie więc sobie do łbów tępe łosie z totalnej, że te spotkania w terenie nie są dla was, żebyście mogli pobłyszczeć na prowincji. Te spotkania są dla terenu. Żeby się teren poczuł lepiej, zintegrował, pocieszył i wzajem zmobilizował.
Po drugie primo... Tu znów heheszki, bo wierzę, że wiecie, że ja wiem, że po drugie to secundo. ...jak zapewne pamiętacie, sympatyków ośmioletniego okresu ciepłej wody w kranach zwolennicy obecnej zmiany przekornie okrzykniętej dobrą tytułowali per "lemingi". Szukałem genezy tej animizacji i wujek Google wyjaśnił mi, że nazwa "lemingi" pochodzi od gryzoni, które rzekomo popełniają masowo samobójstwa, a według zwolenników Pe i Es "lemingi" to bezfleksyjni wyborcy Platformy Obywatelskiej, którzy ulegają partyjnej propagandzie i bez zastanowienia głosują na tę partię. I teraz uważajcie, bo właśnie w tej chwili ukuwam podobne określenie dla sympatyków Jarosława, Beat dwóch, Marka, Joachima i całej tej reszty. Otóż, u mnie na podwórku, jak jakiemuś koleżce dawało się wkręcić każdą bzdurę, wstawić każdy kit... np. że jutro nie idziemy do szkoły, bo spadł meteoryt albo, że Aśka J. na strychu pokazuje cycki każdemu kto zechce, albo że do sklepu na rogu rzucili właśnie mongolskie banany... o takim kolesiu mówiliśmy, że "łyka wszystko jak pelikan". Wiecie, taki dość żarłoczny ptak, co zgarnia co tylko się znajdzie w zasięgu jego rozdziawionego dzioba. I patrząc na błyszczące oczy, otwarte usta i trzepoczące od oklasków ręce uczestników spotkania po każdym antrakcie tego przedstawienia, myślałem sobie właśnie - pelikany! Normalnie pelikany, łykają wszystko!
Że rząd PiS zrealizował już prawie wszystkie przedwyborcze obietnice. Że 500 +. Że reforma sądów była potrzebna, żeby przywrócić praworządność i pogonić nadzwyczajną kastę. Że "piątka Morawieckiego" jest zajebista. Że Jarosław jest geniuszem i mężem stanu. Że polskie media są niemieckie. Że TVP Info jest profesjonalne i rzetelne... Że, że, że, ble, ble, ble... Dużo słów, mało konkretów.
Aaa... bo nie podałem jeszcze kto w tę sobotę (12.05) był... Mea culpa. Ale chyba to już wiecie: sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej Marzena Machałek, przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Stanisław Piotrowicz oraz Senator RP Rafał Ślusarz.
I wiecie co... najbardziej zrobiło mi się smutno, jak pelikany zaczęły bić brawo, już na samym wejściu, panu posłowi Piotrowiczowi. I potem, kiedy mówił o praworządności, wolności i demokracji. I jeszcze było mi przykro, jak zobaczyłem kto te brawa bije. A propos. Spóźnione, ale szczere, najlepsze życzenia imieninowe dla wszystkich Zofii, Zosiek i Zosieniek. Znów się potwierdziła ludowa mądrość, że Zośki to jednak zimne są...
Po trzecie primo. Pytania z sali były bodaj tylko trzy. Pierwsze o ustawę antyaborcyjną od pani z Niedzielą w dłoniach. Drugie od pana Franciszka, znanego z głośnej sprawy, w której główną rolę odgrywał pomarańczowy autobus i zielony płyn do spryskiwaczy. Pan Franek nie omieszkał podziękować premierowi Kaczyńskiemu, premier Szydło i wszystkim świętym z PiS za to, że do Polski naszej umiłowanej nie wjechały jak dotąd - i tu będzie w miarę dokładny cytat: "hordy Strojnego i Kopaczowej, czyli ciapaci". Poseł Piotrowicz zbył tę dygresję milczeniem i odpowiedział jedynie na pytanie, czy dla posła PO Gawłowskiego przewidziana jest jakaś specjalna cela z wygodami. Trzecie pytanie było właściwie przydługim monologiem pewnego samorządowca z Sulikowa, który zasugerował, że w samorządach jest źle, bo wójtowie i burmistrzowie idąc do wyborów układają własne listy kandydatów do rad miast i gmin. I ci kandydaci, wybrani potem przez nierozgarniętego suwerena, miast stanowić jako rada organ kontrolny i dyscyplinujący takiego wójta czy burmistrza, kręcą z nim lody ręka w rękę. No masz ci los! Czyli, że co? Jak gość startuje na włodarza miasta i gminy to już nie może mieć własnego komitetu do rady? Ostro cholera! Pan samorządowiec za długo jednak argumentował swoje tezy i na tyle kwieciście, że nawet pelikany wykazały znużenie pomrukiem nieakceptacji. Zresztą pytania jak pytania. Odpowiedzi... majstersztyk. Głównie nie na temat, że to, że tamto, że owamto. Ale obecni i tak łykali. Hładko i bez popitki.
Po czwarte primo, szkoda, że nie było nikogo, kto zadałby trochę mniej wygodne dla państwa parlamentarzystów pytania. Na przykład:
1. Dlaczego do cholery tak drożeje paliwo, skoro przed wyborami obiecywaliście, że nie musi, a teraz jeszcze przegłosowaliście ustawę o opłacie emisyjnej w wysokości 10 gr do każdego litra?
2. Dlaczego po 8 latach od katastrofy smoleńskiej prokuratura Ziobry nie potrafi zakończyć śledztwa w tej sprawie? Dlaczego wciąż nie ma tupolewa w kraju? Przecież obiecywaliście. Dlaczego wypłacono za Smoleńsk już ponad 70 mln zł odszkodowań i wciąż jeszcze nie jest to kwota zamknięta? Dlaczego wbrew woli rodzin, a nawet wbrew prawu, wciąż ekshumowane są ofiary katastrofy w Smoleńsku? Tak, wbrew prawu, bo ekshumacje, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi, są dopuszczalne w okresie od 16 października do 15 kwietnia i przeprowadzane powinny być we wczesnych godzinach porannych. Tymczasem w poniedziałek, 14 maja w Gdańsku, w godzinach wieczornych dokonano ekshumacji Ś.P. Arkadiusza Rybickiego, który zginął w rządowym tupolewie.
3. Dlaczego chcecie obniżać pensje samorządowcom i na siłę tworzyć tanie państwo, skoro nagrody, które wywołały tę całą burzę wypłacane były ministrom? Chcecie, żeby burmistrzowie i prezydenci miast pracowali za 5 tys. zł? Przecież takie pieniądze można zarobić - i tu wtręt lokalny - u Niemca na butach! Dla mnie pięć tysięcy to duża kwota, ale od znajomego burmistrza (pozdrawiam Janek) usłyszałem, że za taką kasę, to nie ma głupich. Za duża odpowiedzialność, za duże nerwy, za duży stres. Dlaczego w końcu nagrody wypłacone ministrom z budżetu państwa mają być "oddawane" do Caritasu? Czyż nie powinny wrócić tam, skąd przyszły?
Oj, sporo podobnych pytań mógłby tu jeszcze nawypisywać. Szkoda, że nikt ich nie zadał. Tak wiem, byłem tam i też ich nie zadałem. Żałuję.
Wreszcie po piąte primo, wszystkim obecnym na tym spotkaniu ważniakom chciałbym przypomnieć jedno, acz zasadnicze memento: Człowiekiem się jest. Posłem, senatorem, prezesem tylko się bywa.