W sobotę (8 września) miałem "teżewe", czy tam "deżawi". No błysk taki i powrót do przeszłości. Znów siedziałem w starej hali przy Maratońskiej, znów mówiłem podniesionym głosem (to eufemizm, kto mnie zna ten wie, że regularnie darłem japę), znów wyły syreny, a na parkiecie działa się koszykówka. Psst... Iskierka zgasła...
W sobotę po "trumnie" i po "obwodzie" nie śmigali już faceci w krótkich portkach, nie kapały litry potu i nie śmierdziało kamforą. Przeciwnie, nozdrza me oplatały zapachy znacznie subtelniejsze. I nie dziwota, bo po klepkach przy Maratońskiej nie biegały Tury z Turowa, świeć panie nad ich pucharami, a pląsały walecznie dziewczyny z UKS Basket Zgorzelec, podopieczne trenera Piotra Pietryka.
Umarł król, niech żyją księżniczki!
Koszykówka w Zgorzelcu przetrwa! Dzięki nim! Nasze dziewczyny, po 12 latach przerwy, zaczynają ponownie swoją przygodę z ligowym koszem. Już od początku października ich zmagania będziemy mogli oglądać (jeszcze nie do końca wiadomo, czy w blaszaku, czy w arenie, choć chyba jednak w arenie…) w ramach rozgrywek II ligi kobiet. Sobotni mecz z zespołem Maximus Kąty Wrocławskie był przedsezonowym przetarciem dla naszych basketek. I dziewczyny się przetarły, oj przetarły...
Wygrały 93:36!
Wiktoria sobotnia cieszy ta tym bardziej, że Maximus to nasz ligowy rywal. Trener Pietryk jest ostrożny, ale mnie osobiście taki wynik cieszy jak Bebiko niemowlaka i nastraja niezwykle optymistycznie na resztę weekendu i jednakowoż azaliż cały sezon.
W drugiej lidze grać będziemy w dywizji północno-zachodniej, razem z 11 innymi zespołami z województw zachodniopomorskiego, wielkopolskiego, lubuskiego, dolnośląskiego i opolskiego. Są więc dość dalekie wyjazdy, są koszty, ale mieć trzeba nadzieję, że burmistrz Gronicz, a daj boże i sponsorzy, grosza nie poskąpią. Jak zresztą znam tego wymienionego tu z nazwiska, to sakiewką na dziewczęcą koszykówkę potrzęsie i coś tam pewnie wyskrobie. Dalibóg wystarczy.
I tylko Turowa szkoda. Siedząc w sobotnie popołudnie pod blaszakiem przez tył głowy przebiegali mi Yann Mollinari, Adam Wójcik, Tyus Edney, Thomas Kelati... a razem z nimi kolejne piątki, fantastycznych graczy, którzy przez lata, w czarno-zielonych strojach roztaczali za sobą woń kamfory po parkiecie przy Maratońskiej. Ehs.. były czasy. Ale to se ne vrati. Nad trumną Turowa cicho jakoś ostatnio, a zapowiadany przez prezesa Kabałę nowo twór, który miał przejąć grupy młodzieżowe, siedzi chyba wciąż z myszami pod miotłą w magazynie PGE Turów Areny przy Lubańskiej.
W każdym razie, dzięki dziewczynom, koszykówka w Zgorzelcu nie zginie. A i kibice będę mieli czym oczy nacieszyć, bo oprócz tego, że nasze kobitki śwarne, to i jeszcze w kosza grać potrafią całkiem powiem wam, całkiem. Wynik z Maximusem jest tego najlepszym dowodem. I prezentem dla trenera i nas wszystkich - sympatyków zgorzeleckiej koszykówki. I ten prezent, razem z koleżankami, zrobiła nam i sobie dokładnie na 20 urodziny Basia Łachacz. Panno Basieńko, panna się nie gniewa, nie mogłem się oprzeć... sto lat!
Wrócił rozsądek. Ale gdzie matka?
Wreszcie ktoś w Polskiej Grupie Energetycznej zrozumiał na powrót, że nam tutaj ich aktywność w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu należy się jak pijakowi kac, jak Lewandowskiemu złota piłka, a księdzu koperta.