Jechałem dziś do Zgorzelca od Bogatyni, patrzę... na rondzie w Radomierzycach stoi. Na Rondzie Chemików w Zgorzelcu... też stoi. I przy ulicy Warszawskiej łypie, i w kilku innych miejscach miasta też. I nawet mi się smutno zrobiło z jej powodu, i trochę żal, że taka samotna, opuszczona, że bez swojego ulubionego asystenta. Cóż, ktoś musi siedzieć, żeby stać mógł ktuś.
Na pocieszenie na „chemików” ustawili posłankę Marzenkę obok pułkownika Sandersa z KFC to może sobie zamienią ze dwa zdania o smażeniu kurczaka. No bo o czym? O reformie oświaty? Przecież nie ma o czym gadać, tak świetnie wyszła. Może o Turowie Zgorzelec? Oj... lepiej nie. Też im wyszedł.
Nie no, sorry, bo się tu wyzłośliwiam, a miałem zupełnie nie o tym. Miałem o tym, dlaczego w ogóle stoi przy drodze posłanka Marzenka i modro spoziera. Niech mnie ktoś poprawi, ale zdaje się, że jak byk w Kodeksie Wyborczym stoi (dla dociekliwych art. 104), że kampania wyborcza rozpoczyna się z dniem ogłoszenia aktu właściwego organu o zarządzeniu wyborów. Nomen omen organem właściwym jest w tym wypadku Prezydent Andrzej Duda, który o ile dobrze kojarzę, wyborów jeszcze nie zarządził, co jednak musi zrobić nie później, niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu. Musi, ale jeszcze zwleka, a jak zwleka to prowadzenie kampanii wyborczej, poprzez choćby wywieszanie banerów ze swoją twarzą, jest niekoniecznie legalne.
Tak wiem, posłanka Marzenka zaraz mi tu sprostowanie wysmaży, że przecież ona na bilbordach we wszelkiej okolicy to wcale nie z powodu kampanii wyborczej, a bardziej kampanii sprawozdawczej paczy na ojczyznę naszą piękną, bo ona - posłanka Marzenka, chcę się wobec suwerena rozliczyć z ostatnich czterech lat sprawowania mandatu. Dlatego na owych wielgaśnych tablicach ze swoją rozpromienioną twarzą w stylowych okularach umieściła notę informacyjną, że sprawozdania z jej roboty należy szukać w internecie. Żadna to więc kampania wyborcza! Żadna!
I w tym momencie przypomina mi się inna dziewczyna, z innego plakatu i innej kampanii - Mariola. Ona też wcale nie robiła tego, co robiła, gdy w czasach zakazu reklamy alkoholu, w tym piwa, ona - ta Mariola mrugała zalotnie do gawiedzi, bo była Mariolą Okocim spojrzeniu.
Trudno mi i w tym wypadku nie odnieść wrażenia, że billboardy pani Marzeny Machałek to dokładnie takie mruganie i robienie z Państwowej Komisji Wyborczej lekkiej beki. Przyszło mi też do głowy, że za taką kampanię - nie-kampanię bilbordową musiała pani posłanka całkiem sporo zapłacić i to ze swojej, nie partyjnej kieszeni, bo wszak to nie są, bo przecież nie mogą być, wyborcze wydatki. Ale... kto prawym, sprawiedliwym i bogatym zabroni?
Hm, a jak znów wygrają wybory, to już na pewno nikt.