Mamy ich w Polsce tylu, że potrzebny był departament, gabinet, doradcy, limuzyny. Hmm… Przez analogię powinno więc chyba zostać utworzone także ministerstwo, czy tam departament ds. posiadaczy zielonych hulajnóg albo rudziejących fanów heavy metalu. Skala mniej więcej podobna.
Ministra od pomocy humanitarnej...
Chociaż… faktycznie! Pomoc humanitarną okazał polski rząd... pani Beacie Kempie. Zaraz, zaraz, ile to pani Beata pobiera pensji za swoją ciężką pracę? Zgodnie z ostatnim złożonym oświadczeniem majątkowym… jakieś 270 tys. zł rocznie.
Noo... Całkiem niezła ta pomoc. Takie wysokie standardy humanitaryzmu mają nasi politycy!
A będzie jeszcze lepiej! Pani ministra kandyduje w wyborach do Parlamentu UE, znaczy się: ochotę ma wyjechać z naszej pięknej ojczyzny, miodem, mlekiem i obietnicami Morawieckiego płynącej. Uchodzi znaczy, nieprawdaż? Cóż za zbieg okoliczności... prowadzi ministerstwo sama dla siebie.
Jak większość obecnych ministrów, zdaje mi się.
Ciekaw tylko jestem na czyj koszt nawiedza ministra Kempa Bogatynię? Bo jeśli przyjeżdża na spotkanie wyborcze w związku z kandydowaniem… to powinna na swój, nieprawdaż?
No chyba, że...
Mam! Eureka! Wiecie jaka jest potoczna nazwa Bogatyni?
Ha! Bagdad! Ministra jedzie do Bagdadu! Czyli służbowo.
Cholera, tylko skąd oni tam, przy tej wielkiej dziurze w ziemi, wezmą luksusowy hotel? Rychło, gdzie ministra spotka się z mieszkańcami Bagdadu, ma „zaledwie” trzy gwiazdki. A pamiętacie, jak Beata jedzie z pomocą to niżej kilku gwiazdek ni chu chu... Taka to Beata. Beatka. Beaciunia. Nasza droga Becia kochana.