NaStyku.pl

Obrazki z życia trzmiela

Na autostradzie z Krapiny do Zagrzebia więcej jest aut z polskimi numerami, niż w naszym sąsiednim Goerlitz. Ale ja powolutku się z tego wypisuję postanawiając, że to chyba była moja ostatnia Chorwacja. Oto dlaczego...
Korki w Chorwacji to w czasie wakacji niestety codzienność.
Korki w Chorwacji to w czasie wakacji niestety codzienność.

Podczas Mundialu kibicowałem Chorwacji. Uczyłem się na pamięć nazwisk piłkarzy: Subašić, Rakitić, Kovačić, Modrić, Perišić, Mandžukić... Z każdym kolejnym meczem ich gra podobała mi się bardziej, a sympatia do Chorwatów rosła. Trzymałem kciuki. Podczas finału żałowałem, że nie mogę być w tym czasie w Zadarze, Splicie, czy choćby w Karlobagu albo Szyberniku. A potem pojechałem na wakacje i odechciało mi się Chorwacji. Byłem tam enty i chyba ostatni raz.

Wiem, żadne woow. Wszyscy teraz jeżdżą nad Adriatyk. Na autostradzie z Krapiny do Zagrzebia więcej jest aut z polskimi numerami, niż w naszym sąsiednim Goerlitz. Z jednej strony mnie to nie zaskakuje, bo słońce, bo ciepła, czysta woda w kraju Zlatko Dalicia są po prostu gwarantowane, a tamtejsza przyroda i krajobrazy to dla nas w miarę dostępna egzotyka. Z drugiej jednak strony, dziwi mnie to w kontekście tego, jak bardzo jesteśmy przez Chorwatów nieszanowani. I nie mam tu na myśli tylko nas-Polaków jako nacji, chodzi mi raczej o nas wszystkich - wakacyjnych turystów. Już od samego wjazdu do tego kraju ma się wrażenie, że jesteśmy dla nich złem koniecznym. Jesteśmy jak plaga hałaśliwych trzmieli, którą trzeba tolerować, bo zapyla portfele, bo dzięki niej mnożą się kuny i nie ma lipy :)

Nerw, żeby nie powiedzieć dosadniej i też skończyć na "w", zaczyna się już na samej słoweńsko-chorwackiej granicy. Oba kraje jeszcze do 1991 roku nie miały ze sobą granicy i stanowiły obok Serbii, Macedonii, Czarnogóry oraz Bośni i Hercegowiny trzon dawnej Jugosławii. Teraz (Słowenia od 2004 roku a Chorwacja od 2013) są w Unii Europejskiej i... mają granicę! Tak, tak, regularną granicę z zasiekami, przejściami granicznymi i kontrolami. I kilometrowymi korkami, do których trzeba czekać w upale po kilka godzin. Najpierw do okienka ze znudzonym słoweńskim wopistą, który zerka od niechcenia w dokumenty i bez słowa kiwa głową. Potem ziemia niczyja i nauka automatyzmu ruchów... jedynka, lekki gaz, sprzęgło, hamulec. Po około kilometrze kolejny, tym razem chorwacki terminal i znów znudzony pogranicznik. Trzydzieści sekund formalności po dwóch godzinach stania w kolejce... Przekraczałem tę granicę któryś już rok z kolei i niezmiennie się dziwię dlaczego tak jest? Po co wciąż utrzymywana jest ta fikcja? Po co wciąż naraża się stado zapylających chorwackie portfele trzmieli na znój i kolejkowe upokorzenia? Dla tych trzydziestu sekund beznamiętnego spojrzenia pani/pana w mundurze? Bez sensu.

A kiedy trzmiele już myślą, że ich niedola dobiegła końca i będą mogły wrzucić coś więcej, niż jedynkę... Zonk. Znowu sztau! Tym razem w kolejce do bramek przed wjazdem na autostradę do Zagrzebia. Kolejne kilkadziesiąt minut stania. A potem jeszcze raz, gdy trzeba zapłacić za przejazd i jeszcze raz przy wjeździe na autostradę z Zagrzebia na południe. I znów, gdy się z niej zjeżdża. Sytuacja powtarza się również w drodze powrotnej, tyle że akcja tego filmu dzieje się w odwrotnej kolejności. Tak sobie myślę... dlaczego w Austrii da się bez korków i wystarczą winiety? Dlaczego można z winietami przez Czechy, Słowację, Słowenię, Węgry... A u Chorwatów halt! Szlaban. Cestarina. I zaraz skojarzenie z Polską, bo Polak - Chorwat dwa bratanki i do piłki, i do bramki! Tych skojarzeń mam zresztą więcej, skończmy jednak temat korków. W sumie kilka godzin udręki tam i kilka godzin z powrotem. I to niezależnie od dnia tygodnia, czy godziny podróży. W sezonie plaga trzmieli jest tak wielka, że to przestało już mieć znaczenie.

Jak dotąd zawsze myślałem sobie, że warto to przetrzymać, że przepiękne widoki, czyste morze i serdeczni ludzie rekompensują wszystkie niedogodności i niewygody. W tym roku zauważyłem, że coś się chyba jednak zmieniło. To oczywiście tylko moje osobiste spostrzeżenie i każdy przecież może mieć inne, ale weseli, witający śliwowicą i zapraszający na pyszny poczęstunek gospodarze to już chyba przeszłość. Tym razem trafiłem na nieprzyjemnych, wręcz niemiłych. Co się takiego stało, że tak się odmienili, że tak się upodobnili do... (i tu uwaga skojarzenie drugie) górali z Zakopanego? Tylko im dutki w głowie. A golenie trzmieli opanowali do perfekcji. Wiedząc, że jedziemy tam szukać inności i tamtejszych smaków ustawiają przy drodze stragany i wodzą nas nimi na pokuszenie. Na przykład arbuzy, czyli ichnia lubenica. Przesłodkie, przepyszne. Zupełnie nie takie jak u nas w biedrze! U Chorwata na straganie przy drodze przepiękne, 10kilogramowe i jeszcze większe sztuki. Po 6 kun za kilogram. Kto kupi, ten się zajada. A potem ma zgagę, bo te same lubenice, powtarzam te same, można kupić w markecie za 1,5 kuny od kilograma. Podobnie z pomidorami, oliwą z oliwek, czy cebulą, która w Chorwacji tak mi smakuje, że mógłbym ją jeść jak jabłka. Ha! A biada temu, komu się zamarzy ryba! Tu strzyżenie trzmieli jest chyba jeszcze większe, niż w Niechorzu, Rewalu, czy Dąbkach. Ale... trzmiel chce spróbować, to trzmiel zapłaci, każdą cenę. No bo jak to, być w Chorwacji, ryby nie zjeść?
A jak trzmiel źle trafi i pójdzie do restauracji i chce zamówić rybę, która obsłudze wyda się za tania i do tego jeszcze nie zaordynuje alkoholu, usłyszy od kelnera, że ony odradza, bo ryba jest... nieświeża. To po cholerę, piczka mater, w karcie ją macie? Ehs...

Inne dania okej, ale trzosik przetrzebią. Dla przykładu kawałek grillowanej wołowiny z równie grillowanymi warzywami i frytkami... 140 kun, filet z kurczaka z frytkami 70-80 kun. Cola w małej butelce, bo przecież dzieci trzmiela uwielbiają ten zajzajer, 15 kun. Najtańsza pizza Margarita... 45 kun. A przelicznik? Nam najlepiej wychodzi przez 0,5 albo 0,7 wtedy świat jest jakiś taki lepszy, ale tu uwaga, się nie pomylcie, przelicznik jest 0,6. Każdą cenę trzeba wymnożyć x 0,6 i wyjdzie w złotówkach. Smacznego!

Ale, ale... żeby nie wyszło, że jakiś dusigrosz jestem, czy skąpiradło. Nic z tych rzeczy. Jestem typowy Polak, typowy Janusz - nomen omen - na wakacjach. I to całe liczenie wynika po prostu z obserwacji. Wszystkie Janusze i Grażyny liczą. I to niezależnie od tego, czy przyjechali mercedesem, nową insignią, lexusem, czy starym fiatem panda. Liczy każdy.
Ale, wakacje to wakacje, jeść trzeba, więc pal licho te parę złotych, byle było miło. Tylko, że miło bywa raczej średnio. Ja rozumiem... środek sezonu, trzmieli jak mrówek, robota od świtu do zmroku, a napiwki - zwłaszcza od Januszy i Grażyn - marne. Ale na Boga kelnerko i kelnerze... uśmiechnijcie się czasem. Żadna. Żaden. Słowo. W czasie mojego pobytu nie skrzywił się do mnie udając życzliwość żaden przedstawiciel, żadna przedstawicielka tego zawodu. Ja rozumiem, moja facjata też nie nazbyt sympatyczna, ale żeby aż tak?

A skoro już jego imię zostało tu wywołane. Bóg w Chorwacji - i tu kolejne skojarzenie z Polską - obecny jest pod wszelaką postacią i wszędzie. Tylko obrazków z JPII jakoś nie widziałem. Ale w apartamencie miałem krzyż i święty obrazek, a przed domem kapliczkę ze świętą figurą. A tych kapliczek minąłem tak ze czterdzieści i sam do dziś nie wiem, co się w nich mieści... Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że ten demonstrowany na każdym kroku katolicyzm dość powierzchowny jest, jak i u nas. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że właścicielka mojego mieszkanka z widokiem na morze chciała mnie ostrzyc na dodatkowe sto euro? No pobożnością raczej nie :)

A niech im tam. Niech mają to swoje morze, te cudne góry, niech się nimi cieszą i na nich zarabiają. Ale ja powolutku się z tego wypisuję postanawiając, że to chyba była moja ostatnia Chorwacja. Że lepiej poszukać kraju z podobnym klimatem, ale bez upokorzeń na granicy, bez korków na autostradach i z ludźmi, którym empatii i serdeczności nie przysłoniła waluta. Jak to mówią na fejsbukach: ktoś, coś?

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Hasło - Turów moim klubem, Zgorzelec moim miastem - znów może stać się aktualne

Wrócił rozsądek. Ale gdzie matka?

U Pawula
środa, 01 września 2021, 09:11
Wreszcie ktoś w Polskiej Grupie Energetycznej zrozumiał na powrót, że nam tutaj ich aktywność w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu należy się jak pijakowi kac, jak Lewandowskiemu złota piłka, a księdzu koperta.
Są rzeczy, których nie wypada pisać. Są też takie, których nie wolno!

Stop mowie nienawiści!

U Pawula
czwartek, 17 czerwca 2021, 00:48
Zielone rosyjskie ludziki (albo białoruskie) włamały się na konto poczty internetowej ministra Dworczyka. Włamały się też na konto NSZZ Solidarność KWB Turów na Facebooku.

Zobacz również

Nikt nie jest nieomylny. Sędziowie TSUE też
U Pawula
niedziela, 23 maja 2021, 11:50

Nierozsądna decyzja TSUE

Postanowienie zabezpieczające Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Turowa to...