Ale od początku. Po pierwsze, wielki szacunek i podziękowania dla sędziego Igora Tulei za to, że mimo niezwykle ważnego dla wielu z nas święta Wszystkich Świętych, wsiadł w pociąg i tłukł się kilka godzin z Warszawy w jedną stronę i potem kilka godzin w drugą stronę do Warszawy, tuż przed wspomnianym już świętem, żeby dotrzeć do Zgorzelca i z nami porozmawiać. Nie przyjechał limuzyną jak Karczewski, nie przyleciał samolotem jak Kuchciński, skromnie przyjechał koleją żelazną. Ciekaw jestem, czy w ślad za nim, jak Don Pedro z Krainy Deszczowców, udał się w podróż emisariusz ministra Ziobry, żeby posłuchać i ewentualnie donieść. Nie pozdrawiam. Ale skoro już o tym, to może ułatwię mu robotę i to będzie po drugie: Nie mówił w Zgorzelcu sędzia Tuleya nic kontrowersyjnego; nic, czego by świadomy obywatel naszego pięknego kraju nie wiedział. Mówił o sędziowskiej niezawisłości, która jest zagrożona; o reformie sądownictwa, która jest nieudana; mówił o tym, jak i czym pisowska władza kusi do przejścia na swoją stronę przedstawicieli środowiska prawniczego. Zastanawiał się wspólnie z gorszym sortem, co trzeba zrobić, żeby prawo było lepsze, sprawiedliwsze; opowiadał o swoich rozstrzygnięciach w głośnych sprawach i o toczących się przeciwko niemu i jemu podobnych sędziom postępowaniach dyscyplinarnych. Mówił spokojnie, z tym swoim charakterystycznym ehhhrrrr. Nawet pożartował co nieco z anonimowego hejtera i z siebie samego cytując, że kogoś z taką fizjonomią jak on, stowarzyszenie Zgorzeleckie Kobiety zaprosiło na spotkanie na pewno głównie w związku z Halloween. (A propos... gdzie się podziali, ci wszyscy odważni, wylewający w internecie wiadra pomyj? Dlaczego nie przyszli, nie spojrzeli w oczy, dlaczego nie próbowali przekonać do swoich racji w dyskusji? Pytam, ale wiem, bo to „bohaterowie” znad klawiatury, herosi anonimowego ajpi, tytani retoryki, której clou jest jedynie nienawiść.)
Mówił też sędzia Igor Tuleya o tym, że język prawniczy jest zbyt skomplikowany i niezrozumiały dla większości Kowalskich. Mówił o nagrodzie im. Edwarda J. Wende, którą otrzymał za swoją rzetelność zawodową, wytrwałość, niezłomność i wysoki poziom niezależności intelektualnej, a mówił, że traktuje ją jako wyróżnienie nie jedynie personalnie dla niego, ale dla całego środowiska sędziowskiego, które w obliczu zmian w systemie sądownictwa potrafiło się zjednoczyć i powiedzieć stop naruszaniu konstytucji przez rządzących.
Sędzia Tuleya mówił sporo i ciekawie, a publiczność kilkakrotnie przerywała mu brawami. I już nawet abstrahując od tego, co mówił, to właśnie te brawa i to, że na sali było nas tak dużo, zrobiło mi ten halloweenowy wieczór i mam nadzieję całkiem dużo kolejnych wieczorów, gdy z zażenowaniem będę przełączał Wiadomości TVP, żeby nie słuchać więcej tej usia-siusia propagandy. Bo wieczór z sędzią Igorem Tuleyą pokazał mi, pokazał nam, że ludzi podobnie myślących jest więcej. Że tych, dla których prawo znaczy prawo, a konstytucja jest jego najwyższym aktem, jest całkiem sporo. Że nie możemy załamywać rąk nawet po tym, jak ugrupowania opozycyjne dostały łupnia w wyborach do Sejmu i nawet w sytuacji, w której niepewne są losy większości w Senacie. Spokojnie, dopóki my jesteśmy, nie jest tak źle. Naprawdę. Pamiętacie z dzieciństwa? "Oliwa nieżywa, ale zawsze na wierzch wypływa". I tak będzie! Bo wierzę, a po spotkaniu z sędzią Tuleyą moja wiara jest mocno wzmocniona, że mądrość zwycięży populizm, przyzwoitość wygra z pazernością, honor pokona oportunizm, że białe będzie białe, a czarne... A czarnego nie będzie :)