Koronofobia się rozkręca, a przecież ten cholerny, chiński wirus to nie jedyne, na co możemy umrzeć. Na chwilę o nim zapominając, ludzie wciąż mają zawały serca, udary mózgu, wciąż łamią kończyny i wymagają pilnej pomocy z powodu setki innych dolegliwości. Na pierwszej linii tych interwencji są ratownicy medyczni. Kiedy nie ma wirusa, spoko, po prostu robią swoje. Nikt się nimi nie przejmuje, niewielu o nich pamięta. Taki job. Ale wyobraźcie sobie, gdyby ich nie było...
Kto pojedzie do wypadku drogowego?
Kto wspomoże przyszłą mamę, gdy odejdą wody?
Kto poda zastrzyk rozkurczowy i przeciwbólowy, gdy siusiakiem zacznie schodzić kamień nerkowy?
Ano właśnie! A może się tak zdarzyć, gdy jakiś cymbał lub jego żeński odpowiednik wzywając pogotowie "zapomni", że jakoś niedawno był we Francji na nartach albo zwiedzał Rzym. Albo akurat balował w Berlinie, albo podziwiał Mur Chiński, albo bujał się bez celu po Teheranie. Bo kiedy to się wyda, a wyda się na pewno - wszak oliwa nieżywa i zawsze na wierzch wypływa - wtedy cała załoga ambulansu wypada z grafiku, bo musi robić testy albo co gorsza iść na dwutygodniową kwarantannę. Mało tego, cały szpitalny oddział ratunkowy może być zamknięty, a jego personel, podobnie jak ratownicy, może zostać skierowany na przymusowe odosobnienie. I wtedy kiszka z waszego szczęśliwie przebytego zawału i ucho od śledzia z łagodnego przebiegu udaru.
Dlatego ludzie! Mówcie prawdę dzwoniąc po pogotowie, nie ukrywajcie, że wróciliście z zagranicy albo mieliście kontakt z kimś, kto wrócił. Przecież ratownicy i tak do was przyjadą, ale kiedy ujawnicie prawdę, będą mieli szansę odpowiednio się na to przygotować, wskoczyć w jakieś maski, kombinezony, czy coś. Tak zabezpieczeni pomogą wam i będę mogli pomagać innym. Inaczej dupa zbita, kwarantanna i nabijanie kasy firmom pogrzebowym. Warto o tym pamiętać, tym bardziej, że takie "przypadki" zapominania gdzie się było i z kim miało kontakt już kilkukrotnie zostały odnotowane. Nie zapominajmy więc, dla waszego i innych bezpieczeństwa.