Czasami człowiek musi, inaczej się udusi... Pojechałem Stuhrem na początek. Jerzym. Z 1977 roku z festiwalu w Opolu, czyli z czasów, kiedy wielu z nas jeszcze nie było na świecie, a ci co byli, oglądali jego występ na ekranie jedynego wówczas kolorowego telewizora marki Rubin, produkcji ZSRR.
Minęło trochę czasu, śpiewać nie będę, bo nie potrafię, ale też muszę... bo inaczej się uduszę. I też będzie krztynę o scenicznych występach artystów. No... może nie tylko o nich.
Zacznę jednak od wspomnianego telewizora. Jak duży macie w domu ekran? 42'? 48'? 55?' 60'? Podobno im większy, tym lepszy. Ale, czy wstawilibyście stucalowego OLED’a do przeciętnego pokoju o wymiarach cztery na cztery metry? Nie?
No tak. Czterdzieści dwa cale w zupełności wystarczą. To się nazywa racjonalne podejście. Oczywiście można i setkę, kto bogatemu zabroni?
A skoro już o pieniądzach... Mając do wypłaty dwa i pół koła na rękę, od których już na progu odliczyć trzeba wydatki na czynsz, prąd, gaz, jakieś żarcie i ubranie... kupilibyście sobie bilety na tegoroczny koncert The Rolling Stones, 8 lipca na PGE Narodowym w Warszawie, za 1950 zł za jeden? Czy może - zakładając przy tym, że jednak jesteście fanami Stonesów - wystarczyłyby wam bilety po 395 zł za sztukę. Nie wiem jak wy, ale ja z tych za cztery stówy też bym miał „Satisfaction". I to także jest - według mnie - racjonalne podejście. Słowo „racjonalne” będzie tu zresztą kluczem.
A teraz ad rem, czyli do rzeczy. Widzieliście plakat Dni Zgorzelca? Parę tysięcy osób już go w internecie zalukało i przeanalizowało. I skomentowało. Pożyczę sobie kilka tych komentarzy z fejsbuka...
Piotrek Podgórniak: Patrząc historycznie to takiego dna to jeszcze chyba nie było.
Natalia Kaczorowska: Uuuu ale bida...
Robert Tomczyk: Żenada.
A zapowiedzi Dni Pieńska widzieliście? Również sporo osób je skomentowało. Kradnę parę co wznioślejszych recenzji...
Rita Kosmecka: Jednym słowem: PORAŻKA.
Karol Kisielewicz: Coraz gorsze te Dni Pieńska.
Sylwester Kozar: Wieś tańczy i śpiewa.
Od siebie też bym dodał... szału ni ma. Ale ponieważ w przygotowania do obu tych wydarzeń w jakiś tam sposób jestem zaangażowany, powiem tylko - tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Obie imprezy, zwłaszcza jednak ta zgorzelecka, przyrównywane są często do festynu w najbogatszej gminie naszego powiatu i jednej z najbogatszych w Polsce - do bogatyńskich Karbonaliów. Tam, w połowie czerwca, wystąpi cała plejada gwiazd. Ale, jak to już wcześniej napisałem - kto bogatemu zabroni wstawić do stołowego stucalowy telewizor?
Mówią, że najłatwiej się liczy cudze pieniądze...hm... To policzmy. Ewelina Lisowska... jakieś 25 tysięcy, LemON powiedzmy tyle samo, Weekend....ooo, tu trzeba ze 30 tysi wydać. Cliver - pi razy drzwi - 20, Formacja Nieżywych Schabuff najlepsze lata ma już za sobą, może zagrają za 25 tys. C-Bool to teraz top wśród DJ-ów, więc pewnie jakieś 20, lekko. Na Krzysia Krawczyka nada pyknąć coś koło 25, na Edzię Górniak ze 50. I jeszcze Tomcio Kammel... za mniej niż 15 na koniec Polski raczej nie przyjedzie. Do tego jeszcze scena z nagłośnieniem i oświetleniem, to jakieś 40 tys. zł i ochrona, czyli kolejne 20 - 40 tys. Nie zapominajmy także o kibelkach. Za wynajęcie Toi Toi na taką sporawą imprezkę też trzeba jakieś 15 - nomen omen - klocków.
Podliczmy. Wychodzi plus minus 330 tauzenów, a to i tak są kwoty netto, więc do wszystkiego doliczyć musimy jeszcze VAT. Będzie ze cztery stówki, a to też nie koniec. Trzeba dodać jeszcze inne koszty, które organizator musi ponieść... obsługa, czyli ludzie, sprzątanie, energia, reklama, hotele, ZAIKS...etc. etc. A wesołe miasteczko? Tylko ustawienie wielkiego koła młyńskiego to kilkadziesiąt tysięcy. A dinozaury? A imprezy towarzyszące? Przy naprawdę skromnych i zaznaczam - orientacyjnych - kalkulacjach po enter wyskakuje mi jakieś pół melona, może nawet 600 tys. zł. Na jedną imprezę! Tymczasem dom kultury w Pieńsku ma budżet w wysokości 780 tys. zł, a dom kultury w Zgorzelcu niecałe 2 miśki. Na cały rok! Powtarzam - kto bogatemu zabroni? Ma Bogatynia pieniądze, niech sobie szasta. Ale my tu w Zgorzelcu, czy Pieńsku nie dysponując taką kasą powinniśmy każdą złotówkę oglądać ze dwa razy przed wydaniem. Pięćdziesiąt tysięcy - circa about - na Edytę Górniak... To trochę jak dwa koła za bilet na Rolling Stonesów… tyle tylko, że z waszej osobistej kieszeni. Dalibyście?
Inna rzecz, że artyści - wokaliści, zespoły muzyczne od kilku już lat z rzędu windują ceny swoich koncertów. A gdy usłyszą w słuchawce, że występ ma być w plenerze a impreza nie jest biletowana, czyli darmowa dla suwerena... gaże rosną jeszcze bardziej. Wystarczy, że jakiś X albo jakaś Y pojawi się raz, czy dwa w telewizorze, wystarczy że ich piosenkę puszczą w radio, jak motyl z dżdżownicy, tak oni z niepozornych, skromnych ludzi zamieniają się w bogów estrady i bez dwudziestu tysięcy nawet do nich nie podchodź. A potem przychodzi jeszcze pan ZAIKS i mówi - wyskakiwać frajerzy z opłat za prawa autorskie. I choć koleżka X grał na scenie swoje utwory i zgodnie z umową organizator mu za ten występ zapłacił, to jednak pan ZAIKS nie odpuszcza i pobiera od organizatora drugi raz kasę za to samo. Taki show biznes.
Tak, wiem... Sztukę trudno jest wycenić, a za dobrą warto płacić. Tylko, że nie samymi Dniami Miasta miasto żyje. W naszym Zgorzelcu są jeszcze Jakuby, festyny na Dzień Dziecka, czy majowy festyn sportowy. Są koncerty pod chmurką i kino tamże, i spektakle teatralne. I na to wszystko muszą się znaleźć pieniądze. Gdybyśmy w Zgorzelcu wydali sześć setek tysi tylko na Dni Zgorzelca, to tuż po nich moglibyśmy jedynie otwierać emdek zwiedzającym, bo na nic więcej nie byłoby już floty.
I zbliżając się do brzegu... Racjonalne! Takie powinny być nasze wydatki. Te domowe na pewno. A te publiczne zwłaszcza, także te na kulturę i na sztukę. I w Zgorzelcu postaramy się wam udowodnić, że właśnie takie są. A tymczasem posłuchajcie tegorocznych gości Dni Zgorzelca... Mateusza Mijała i Antka Smykiewicza. Smacznego :)