Nie tam, że jestem jakimś specjalnym pasjonatem sportu, ale swoje szajby mam i odkąd niespodziewanie z roku na rok robię się starszy, spostrzegłem, że sprzęt ma jednak znaczenie. Prawda dziewczyny? Owszem technika, kondycja, pasja, ale na Boga... Sprzęt też robi robotę! Trochę jeżdżę na nartach, trochę na rolkach, rowerze, trochę łażę po dolinkach i pagórkach to trochę wiem. Kiedy wiec usłyszałem, że w Zgorzelcu otworzą Decathlon w miejscu, w którym wcześniej nikomu żaden biznes się nie udał... pomyślałem - cholera, oni mają szansę. Koncypowałem tak, bo zdarzyło mi się bywać w sklepach tej sieci w Legnicy, czy Wrocławiu i było całkiem okej. Złapałem się zresztą na tym, że potrzebuję kupić jakieś termo pod kurtkę i spodnie do nartkowania, jakieś skarpety pod kolana ze wzmocnieniem na goleniach, jakieś trapery, może gogle lub rękawice na stok. Zima akurat miała nadejść, a oni obiecywali, że otworzą jakoś w grudniu. Tyle że zima nie nadchodziła a oni, jakby się z nią synchronizując, też nie otwierali. W końcu boom! Jest! Wyznaczyli dzień. A kiedy nadszedł, zamiast grand opening, wyszła lekuśka granda. Poczułem się znów jak w przedszkolu przed obiadem - liczyłem na schabowego lub co najmniej gołąbki w sosie, a kucharki upichciły makaron z serem, na pocieszenie posypany cukrem. Bleee... Polazłem oczywiście, połaziłem i kupiłem jakieś spodnie, jakąś bluzę. Nie żeby specjalnie fajne, ale okazuje się znajomy tam na półkach układa, to chyba tak, żeby mu przyjemność zrobić. Potem, już na chłodno, poszedł żem drugi raz, a kilka dni temu trzeci, żeby się upewnić w wrażeniach. No i się upewniłem. Lipa. Owszem, sporo działów odpowiadających poszczególnym aktywnościom, ale wybór na regałach cieniutki. Stoisko sportów zimowych absolutnie zdominowane przez markę Wed’ze. Dla amatorów wędrówek głównie Quechua. No sorry, jakoś się nie mogę przekonać. Generalnie wybór mały, choć plusem są na pewno przystępne ceny. Chciałem już napisać jak w Biedrze... ale nie. Co by nie mówić w owadzim sklepie wybór jednak jest, bardziej więc jak w Aldiku, gdyby tak szukać porównania z handlarzami spożywką. A że ja porównań szukać lubię to polazłem wczoraj jeszcze na "stare śmieci", do Martesa w Plazie. I wiecie co... Chyba jestem typowy Janusz, z gatunku tych, co się im podobają piosenki, które już słyszeli. Bo w Martesie podoba mi się bardziej. Większy wybór, przynajmniej na stoiskach odzieżowych i obuwniczych, więcej kolorów, zróżnicowane ceny i jakoś tak... przystępniej, przyjemniej. Takie mam przemyślenia w kwestii widzimisię na temat kupowania sportowego ekwipunku. A wy? Gdzie wam serwują schaboszczaka, a gdzie kluski z twarogiem?