Kopanie leżącego nie jest w dobrym tonie, więc napiszę tylko - PiS przegrał. Sromotnie. Przegrała koncepcja rozlanego kleju. Tubką są spółki skarbu państwa i intratne w nich stanowiska. Do zakrętki dorywa się najpierw jeden i wyciska, wyciska. Obryzguje zawartością w pierwszej kolejności braci, stryjostwo żony, kuzynów, kolegów, potem siostry babci szwagra, przyrodniego syna wujenki Stefy...
Z czasem ufajdanych jest coraz więcej osób - kleją się do siebie i między sobą. I czego się tkną, zaraz też jest ubabrane i też się skleja. Ekspansja niemal dokonała, żeby po kilku latach wszyscy byli tak posklejani, żeby przejąć władzę już nie tylko w spółkach skarbu państwa, ale i w samorządach, w instytucjach kultury, placówkach służby zdrowia.
Dość!
21 października mieszkańcy Zgorzelca, Sulikowa, powiatu zgorzeleckiego powiedzieli stop. Dość tego gluta! Tych cioć, wujków, kuzynów, szwagrów i przyrodniego syna wujenki Stefy. To dla nas zawada! To nas dusi! Hamuje rozwój. I pokazali sklejaczom środkowy palec! Teraz trzeba mieć tylko nadzieję, że kolejne wybory wpuszczą do kotła z napisem polityka nieco acetonu i uda się oczyścić ubabrany klejem świat wokół nas.
***
Pamiętacie polsko-niemiecki konkurs pianistyczny dla dzieci i młodzieży w Zgorzelcu i Goerlitz? Finał był zawsze w naszym MDK. Świetna impreza, wspaniałe wydarzenie artystyczne i niezwykły punkt motywacyjny na ścieżce kariery młodych artystów. Konkurs odbywał się przez wiele lat organizowany przez zgorzelecką szkołę muzyczną i jej odpowiedniczkę z Goerlitz. I wiecie co się z nim stało? Po wygranych przez PiS wyborach w 2015 roku, a zaznaczam, że szkolnictwo artystyczne podlega bezpośrednio pod ministerstwo kultury i tego samego ministra, który w ramach swojej pseudo- kulturalnej działalności cenzuruje spektakle teatralne, filmy i festiwale artystyczne... konkurs zdechł. Nie było zgody na jego dalszą organizację, a właściwie na udział w nim polskich dzieci.
I jak tu ich nie kochać... prawda? To kolejna rzecz, przez którą nigdy nie zagłosuję na PiS, a której w poprzednim swoim felietonie nie ująłem. Co wam polsko-niemiecka współpraca artystycznych szkół przeszkadzała, drogie panie i panowie posklejani glutem zaściankowej, ksenofobicznej i państwowo introwertycznej ideologi? Co wam przeszkadzał rozwój talentów dzieci?
***
To dziwne uczucie. Trochę jak puszczenie kuponu w totka. Do momentu losowania każdy wierzy, że to właśnie on wygra milion. Ale kiedy bęben maszyny losującej pójdzie w ruch, pojawiają się wątpliwości - jest przecież tylu innych. Dlaczego to właśnie ja mam wygrać? Dlaczego to właśnie mnie się ma poszczęścić? Z wyborami i kandydowaniem w nich jest podobnie. Dopóki nie zostaną otwarte lokale wyborcze, dopóki o 21-szej nie zostaną zamknięte i nie rozpocznie się liczenie, każdy z kandydatów myśli - wygram, uda się. Ale kiedy drzwi się zatrzasną, zaczynają się wątpliwości - przecież jest tylu innych. Dlaczego to właśnie ja mam wygrać? Inaczej jednak, niż w przypadku totolotka, w wyborach - choć szczęście również ma znaczenie - to z pewnością nie kardynalne. Tu najważniejsza jest praca - ta, którą kandydat wykonał zanim został kandydatem i ta, którą odwalił w trakcie kampanii wyborczej.
Ja swoją wykonałem chyba dobrze. Zostałem radnym. Niewielką przewagą głosów, ale jednak. I wiem, że gdybym nie popracował solidnie w kampanii, przepadłbym z kretesem, bo kontrkandydata miałem silnego. W wyborach najważniejsza jest praca, tak uważam. Zaangażowanie. Wola zdobycia mandatu i później działania na rzecz ludzi. Wiele osób o tym zapomina albo tego nie wie. Wydaje im się, że jedyne, co muszą zrobić to zgłosić się do jakiegoś komitetu i dać się umieścić na liście kandydatów. I już. Oni są przecież tacy fajni, że to wystarczy, żeby wygrać wybory.
Ja pracowałem i wygrałem. Ale uwierzcie mi, nie czuję triumfu. Raczej ulgę, że myślenie o tym, że praca popłaca jest prawdziwe. Że to nie fake naszych dziadków i babć. Czuję też olbrzymie zobowiązanie wobec tych, którzy na mnie głosowali i jeszcze większe wobec tych, którzy skreślili mnie jako radnego skreślając inną kandydaturę. Czuję olbrzymią chęć wykazania się, udowodnienia wszystkim, że dobrze zrobili dając mi mandat. Szukam porównań i jedyne jakie przychodzi mi do głowy to pierwsze dni po tym, gdy urodził się mój syn. Każdemu świeżo upieczonemu ojcu zmienia się wtedy optyka. Każdy wie, że dla tego małego zrobiłby wszystko i że zrobi wszystko, żeby temu małemu było w życiu jak najlepiej. To może górnolotne, ale odczytując swoje nazwisko z protokołu komisji wyborczej myślałem sobie bardzo podobnie - teraz jestem gotów zrobić wszystko, żeby się wywiązać, żeby pokazać, że jestem dobrym człowiekiem, żeby zasłużyć na miano reprezentanta ludzi w radzie. No cóż, zobaczymy. Zobaczycie...