Nigdy nie byłem obojętny. Trochę się z tym kryłem, trochę udawałem, jednak kiedy przychodził TEN moment, budził się we mnie patriotyzm, wzbierała lechicka tożsamość, rosła duma i ostatecznie dawałem się uwieść chwili... kibicowałem, zdzierałem gardło, szargałem nerwy i rozdzierałem szaty. Dziś mam deja vu tego wzmożenia.
Pamiętam jak przed Mundialem u Niemców, my i gospodarze mieliśmy awansować z grupy, a potem się kopać co najmniej o ćwierćfinał. Wyszli Niemcy i Ekwador. Myśmy wyjechali. Ale tam... Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało... No może poza tym, że na parę lat zupełnie sobie odpuściłem kibicowanie i mistrzostwa świata w RPA zwisały mi już luźnym kalafiorkiem. Ale potem znów mię coś wzięło, coś w sercu zadrgało. Może dlatego, że w dwa-dwunastym to my-Polacy byliśmy gospodarzami mistrzostw Europy. Polska miała być w finale, na mur-beton! Bo kiedy, jeśli nie teraz? Bo gdzie, jeśli nie u siebie? Tym bardziej, że w grupie mieliśmy leniwych Greków, skacowanych Ruskich, no i Pepików kompletnie bez jaj. Nic więc dziwnego, że patriotyzm się odrodził jak kożuch na podgrzewanym mleku, pikawa zabiła szybciej, a z ciemnej dziupli wylazła wiara i razem z nadzieją poszły na piwo przy Stadionie Narodowym w Warszawie. No i schlały się nieboża. Miały ze szczęścia, wyszło jak zwykle. I znów ktoś zaintonował: Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało... Potem śpiewaliśmy to jeszcze podczas eliminacji do mundialu w Brazylii (2014) i po tym, jak w tydzień się okazało, że musimy wracać z Rosji (2018).
Teraz, używając futbolowej paraleli, znów jest komu kibicować! Budzi się w narodzie duch waleczny, prawie jak przed mistrzostwami. Trzaskowski, Trzaskowski, Trzaskowski... Dobry jest, taki elokwentny, prodemokratyczny, ekonomiczny i gładki na twarzy. Dlatego: złoto, tylko złoto! Drugiego miejsca przecież nie będzie. Jest szansa, jest nadzieja, jest przy kim krzyżyk postawić. I wiara też jest, bo i wnerw w rodakach coraz większy.
Cóż, przyznaję, sam z rozpaczy na płocie Hołownię powiesiłem. Bo do szlachcianki nijak przekonać się nie mogłem. Ale, że źli ludzie twarz mu w nocy scyzorykiem wycięli to zdjąłem. Drugiego chciałem przypiąć, ale akurat w tym czasie na ubitej, wyborczej ziemi pojawił się poliglota z Warszawy. Podumałem, pokalkulowałem, że w drugiej turze Hołownia miałby jednak większe szanse, ale serce zwyciężyło rozum. Dałem się ponieść przedmeczowemu wzmożeniu, dałem się zbiesić chamską hołotą, uwiodły mnie obrazki z Poznania, Gdańska, Krakowa. Zacisnąłem palce na kciukach i kibicuję: Trzaskowski, Trzaskowski.
Boję się jednak, żeby nie było jak zwykle, żeby nie było "trzask of ski", żeby narta nie pękła i nie było potłuczonych garów, bo przecież w Moskwie z Senegalem też mieliśmy spacerkiem wygrać i z Kolumbią na luziku w Kazaniu, i z Czechami lajtowo we Wrocławiu. Cholera, życie jak futbol, a historia lubi się powtarzać, niestety. Zwłaszcza historia naszych narodowych zrywów i emocjonalnie lokowanych sympatii.
Tym bardziej, że pazerni i skorumpowali już podrzucili obecnemu lokatorowi Krakowskiego Przedmieścia worek z prezentami, a ten zaczął go pruć niczym święty Mikołaj w grudniu. W Stalowej Woli wytrzepał bon na wakacje, w Pszczynie dorzuci coś górnikom, w Zamościu chlapnie parę zeta emerytom i niestety może wystarczyć...
PS.
A ja już nie chcę, panie i panowie, krzyczeć: Nic się nie stało Polacy, nic się nie stało! Bo to nieprawda, bo stało się i to zbyt wiele. Bo mam już dość marnowania naszych wspólnych pieniędzy na bezzasadne i bezsensowne: przekop Mierzei Wiślanej, węglową elektrownię w Ostrołęce, Centralny Port Komunikacyjny, czy amerykańskie myśliwce piątej generacji bez jakiegokolwiek uzbrojenia i bez żadnego offsetu, do których nawet opony będziemy musieli kupować za grube pliki dolarów. Nie chcę już kolejnych kłamstw, błazeństw i nabożeństw u Rydzyka. Gdzie ten milion samochodów elektrycznych, się pytam? Gdzie śmigłowce dla armii? Nowe promy ze stoczni w Szczecinie już pływają? A gdzie mieszkania plus? Gdzie szacunek u europejskich partnerów? Gdzie jest wrak? Gdzie autobusy do każdej wsi? Gdzie nowe autostrady? Murem za polską rodziną? O, to akurat prawda! Rodziną Szumowskich, Morawieckich, Sasinów, Ziobrów, Czarneckich, Banasiów, Smolińskich, Tomaszewskich, Radziwiłłów. Nic się nie stało Polacy? No chyba się jednak stało! Miarka się przebrała. Nie wiem czy MY wszyscy, ale JA na pewno: Mam dość!