Nigdy jeszcze o tym nie pisałem, choć mówiłem wielokrotnie. Teraz to napiszę i będzie to mój swoisty coming out. Otóż... Mam wielkie szczęście pracować w najpiękniejszym, najbardziej efektownym, najbardziej podziwianym, najbardziej zachwycającym miejscu w naszym mieście. Mam wielkie szczęście i zaszczyt pracować w Miejskim Domu Kultury w Zgorzelcu, dziś, bo kiedyś ten wybudowany przez Niemców w 1902 roku pałac pełnił rolę muzeum i nazywanym był Górnołużycką Halą Chwały. Gmaszysko jest okazałe, potężne, monumentalne. Na każdym robi olbrzymie wrażenie. Związanych z nim jest wiele historii... o budowie, o sowietach, którzy tu zagościli po wojnie, o polskich żołnierzach, o Grekach... zwłaszcza o jednym, który w miejskiej legendzie utrącił rękę jednej z rzeźb przy głównym wejściu. Na temat architektury i symboliki tej budowli napisano już wiele i nie jest moim celem, żeby powielać te opisy. Chcę jedynie wykrzyczeć wszem i wobec, że jestem wielkim szczęściarzem, że mogę tu pracować. Że to cudowne uczucie, gdy wiosną, rano śpiewają mi za oknem ptaki, gdy po trawniku obok biegają rude wiewiórki, gdy zimą zieloną, spatynowaną czapkę gmaszyska przyprósza śnieg. Tak. To wielkie szczęście. Tak, to najpiękniejsze miejsce w Zgorzelcu. Czyż nie?
Ależ mnie wzięło na sentymenty... Cóż, nie bez przyczyny. Powód jest taki, że teraz to moje ulubione miejsce pracy zaczyna wyglądać jeszcze piękniej. No może niekoniecznie w dzień, bo przecież od strony amfiteatru trwa i jeszcze trochę potrwa budowa - rewitalizowany jest park Błachańca. Ale za to wieczorem... Po zmroku... Od kilku dni prowadzone były próby, programowane było nowe oświetlenie fasady gmachu. I choć całe przedsięwzięcie nie jest jeszcze od strony formalnej skończone, już teraz widać jego niesamowite efekty. Bajka! Wrażenie jest niesamowite, światła wydobywają detale budynku, wprowadzają niesamowity nastrój. Jest pięknie!
Ale, ale.. nie ma róży bez kolców. Zawsze tak było, więc nie odkryję Ameryki, że i teraz tak jest. Gmaszysko od dziesięcioleci przyciągało wieczorami młodzież. A teraz, po włączeniu świateł, mam wrażenie, że frekwencja osób, które przybywają pod emdek po zmroku jest jeszcze większa. I byłoby super, gdyby wszyscy ci ludzie pojawiali się tu szukając wrażeń estetycznych, czy kulturalnych. Mam jednak wrażenie, że oni szukają raczej wrażeń mocnych. Piski opon przy ruszaniu i hamowaniu samochodów, ryk silników, brzęk butelek, unoszący się w powietrzu zapach palonych konopi, głośne przekleństwa. Niestety, na to wszystko także można się natknąć wieczorem przy MDK. Wiem, rozumiem - młodzież musi się wyszumieć. Wiem, rozumiem - wiosna, hormony buzują, panowie muszą się paniom zaprezentować, zwrócić na siebie ich uwagę. To zjawisko w przyrodzie powszechnie znane. Ale dalibóg, są jakieś zasady, jest coś takiego jak kultura, jak prawo. Tych wieczorami przy emdeku ze świecami szukać i doświetlenie nowymi reflektorami tu nie pomogło. Dlatego jeśli mogę, to zaapeluję tą drogą do naszej kochanej, zgorzeleckiej policji: Panie, panowie... nie bójcie się, nie lękajcie. Przyjedźcie od czasu do czasu pod dom kultury, tak co godzinę na przykład. Zróbcie prewencję. Żeby było miło, bo pięknie - jak już tu pisałem - jest.
PS. Do wiadomości wszystkich głośnych, jurnych i niekulturalnych: cały teren wokół MDK jest monitorowany kamerami, których zapis jest do wglądu odpowiednich służb przez okrągły miesiąc. Tak wiec, jakby co... trzymajcie się ciepło.